Aleksandra
Podwika-Graf

Szklarska Poręba

Powiat Karkonoski

Czym się zajmujesz?

Jestem kosmetyczną. Mam własną działalność – Gabinet Atelier Zdrowia&Urody

Skąd się wziął pomysł na Twój biznes, na to co robisz? Jaki był krok milowy?

Dość pracy w chaosie, w dużym skupisku ludzi, na akord. Jestem perfekcjonistką. Nie zadowalają mnie półśrodki. Marzyłam o własnym miejscu na ziemi. Gdzie będą panowały moje zasady, dyscyplina pracy i niezwykła jakość idącą w parze z kwalifikacjami. Aby to wszystko przełożyło się na zadowolone klientki. W pracy na etacie, brak chęci do tego co robiłam, spowodowało, że coś we mnie pękło… Szczera rozmowa z mężem, spowodowała, że uwierzyłam w siebie. We wszystkim mi pomógł. Oddał mi swoją przydomową siłownię, która przerobiliśmy na piękny, butikowy gabinet. Razem stworzyliśmy nazwę Atelier Zdrowia&Urody.

Postanowiłam, że będzie to miejsce, choć malutkie, takie jak w dużych miastach… Eleganckie, profesjonalne, z logo na ręcznikach oraz mundurkach. Wszystko w jednej kolorystyce. Profesjonalne, francuskie kosmetyki… I udało się.

Mimo, że na to, co mam teraz, pracowałam prawie 5 lat, na początku nie zarabiałam nawet na koszty. 2 lata nie mogłam osiągnąć nawet najniższej krajowej po opłatach rachunków i faktur.

Ale cały czas był ze mną mąż, dopingował. Mówił, „jeżeli sprawia ci to satysfakcję, to wytrzymaj, jeszcze będzie się kręciło”. Pamiętam jego słowa. Wytrzymałam, były momenty zwątpienia, ale nigdy się nie załamałam. Teraz klientek jest dużo, głównie stałe. Jest cudownie. A ja jestem Panią swojego czasu i to ja decyduję, czy dziś mam wolne, czy pracuje 12h.

Kto i co Cię inspiruje, nakręca do działania?

Mąż…. Zdecydowanie on. To mężczyzna mojego życia. Przeglądam się w jego oczach… Jak we mnie wierzy, nigdy nie krytykuje. We wszystkim się konsultujemy, pomaga mi również w decyzjach zawodowych, ponieważ jest menedżerem w dużym SPA. Mamy więc bardzo dużo wspólnego, a praca jest naszą pasją.  

To będzie trudne, ale opisz jaka jesteś i za co cenią Cię najbliżsi, współpracownicy?

Jestem kobietą WIELOZADANIOWĄ. Od poniedziałku do piątku prowadzę gabinet, w czasie pracy, 3x w tygodniu urywam się w środku dnia, zabieram młodsza córeczkę z przedszkola, starsza ze szkoły. Pędzimy na 13:00 do Jeleniej Góry z młodszą na rehabilitację, starsza na 14 odwożę do Cieplic do szkoły muzycznej. Wracam po młodszą do Jeleniej i znowu jedziemy do Cieplic odebrać starszą z muzycznej…. Nadążacie?

Potem „”rura”” do domu… Obiad, lekcje…. I czasami jeszcze na 16:30 znowu do gabinetu wracam… I tak 3x w tygodniu.

Do tego…. Bo to nie koniec opowieści… Co najmniej 5x w roku, jeżdżę z młodsza córeczką do Warszawy, na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny. Wszystko w pracy tak trzeba zorganizować, zaplanować, żeby klientki nie odeszły do konkurencji, żeby czekały. Tak więc, przed każdym wyjazdem mam ogrom pracy do późna. Przyjaciółka, mąż, mama, teściowa… mówią, że jestem z żelaza. A ja po prostu jestem bardzo dobrze zorganizowana. Choć ciągle w biegu. Ale kocham to i nie wiem, jak to będzie na starość, kiedy będzie trzeba zwolnić tempo.

Poza tym. W tym roku byłam na 3 szkoleniach branżowych w Warszawie, Poznaniu i we Wrocławiu. Ciągle głodna wiedzy i nowości… Na wszystko można znaleźć czas.

Jak sobie radzisz z kryzysami lub gdy przestaje się chcieć?

Już nie miewam kryzysów. Uratowanie życia mojej córeczce, było największym kryzysem przez jaki było nam dane przejść w życiu z mężem. Po tym wydarzeniu stwierdziliśmy, że już nic nie będzie trudniejsze. Przez wszystko przechodzimy z ogromnym spokojem, wiarą, że wszystko ma jakieś zakończenie. I od nas samych zależy jakie ono będzie. W każdej tragedii może być happy end. Nie sądziłam, że gdy życie dziecka wisi na włosku, świat nagle się zatrzymuje. A gdy walka trwa długie tygodnie, umysł ludzki wystawiany jest na tak ogromną próbę. Dziś dźwięk aparatury medycznej czy karetki nie robi już na nas takiego wrażenia. Przechodziliśmy przez to wiele miesięcy. Człowiek trochę robi się odrętwiały. Ale w tym wszystkim trudnym, z czym przyszło nam się mierzyć obiecaliśmy sobie, że „będziemy cholernie szczęśliwi” – jak to powiedział mój mąż. I naprawdę jesteśmy, doceniamy bardziej. Kryzys to stan umysłu, a my mamy być przecież „BOSKIE”.

Dlaczego jesteś Boska?

Na pewno bezwstydnie mogę powiedzieć, że jestem Boska. Nawet moje dziecko przed zaśnięciem, często mi mówi „jesteś najlepszą mamą na świecie”. A to chyba najlepsza rekomendacja prawda?

Jestem Boska, bo mój kalendarz jest wypełniony po brzegi, grafik w pracy, rehabilitacja 3x w tygodniu, szkoła muzyczna 3x w tygodniu, wiele wyjazdów do Warszawy na turnusy rehabilitacyjne. Do tego dom… Ale ja to kocham, robię to dla nich, dla siebie. Uwielbiam niedzielne spacery z nimi, piec im ciasta, chodzić z mężem na romantyczne kolacje czy do teatru. Sama dla siebie uwielbiam zaszyć się w moim studio krawieckim i szyć, pleść makramy. Na wszystko staram się znaleźć czas i czerpać z życia co najlepsze. Garściami!

Jak zostać Boską, jak uwierzyć w swoją siłę?

Siłę czerpie się z wnętrza. Nie można się tego nauczyć, choć można nad tym pracować. Być silną, to szukać pozytywnych aspektów, dramaty zmieniać w coś dobrego, rozwiązywać je. Rzeczy, na które nie mamy wpływu, puścić wolno. Człowiek silny nie ocenia, nie jest zawistny.  Kobieta, która jest BOSKA, jest silna i wspiera inne kobiety.

O czym marzysz? Co byś chciała robić i gdzie być… za dwa, trzy lata?

Chciałabym być tu, gdzie jestem, chyba doszłam już do takiego punktu w życiu, że nie potrzebuje już nic więcej. Czuję się całkowicie spełniona, szczęśliwa, uwielbiana przez rodzinę. Zawsze o tym marzyłam… No i teraz to mam.

  1. S. Ale zawsze będę się szkolić, aby być najlepszą wersją samej siebie!